czwartek, 8 września 2011

Mord

Winisz siebie za jej śmierć, prawda? Spuszczasz oczy, więc pewnie mam rację. Cóż to za życie ze świadomością, że przyczyniło się do zgonu tak bliskiej sobie osoby? Nie, nie namawiam cię do samobójstwa, skądże znowu! Proszę cię, debila ze mnie nie rób. Widzę jak ta sprawa staje się dla ciebie wewnętrznym pasożytem, który zżera ci mózg, a następnie uderzy w soczyste serce. Ale wiesz co? Zbliż się. Nie chcę tego mówić głośno. O tak, jeszcze bliżej. No przystaw uszko do moich warg. Jak to zrobiłaś? Najpierw rozprułaś jej brzuch, czy może pierwszą wykonaną przez ciebie... Nie odsuwaj się! Chcesz żebym krzyczał? Chcesz żebym do kurwy nędzy krzyczał w środku parku na ciebie?! Twoje ciało powoli zaczyna gnić, oczy straciły blask. Cuchniesz! Cuchniesz śmiercią i rozkładającym się ciałem. Masz trędowatą duszę wiesz? Teraz powoli, taaak powolutku będą odpadać jej rączki, nóżki, główka... prawie jak Marcie nie? Przypomnij sobie i narysuj mi jak wyglądała tuż po morderczym akcie. Weź ode mnie tę kartkę oraz ołówek i zwyczajnie to zrób. Przecież wiem, że umiesz rysować. O tak, pięknie ci idzie. Nawet krew narysowałaś.. Jaka zdolna dziewczynka! A teraz powtórz mi jeszcze raz, ale tak żebym słyszał, jak do tego doszło. Nie! Nie! Nie! Powiedziałem powtórz, a nie kłam. Nie wiesz, że za takie występki idzie się do więzienia? Przecież cię nie wydam. Gdybym był tobą to ruszyłbym ten obsrany na rzadko zad w stronę posterunku policji i zastanawiał się czy w ogóle egzystencja ze świadomością zabicia "przyjaciółki" jest możliwa. Co tam szepczesz? Czyżbym usłyszał słowo "nie"? Ale co nie? Że ja nie, czy że ty nie? A może ona nie? Jak to kurwa nie? Uderz mnie śmiało, nie umknęły mej uwadze twe zaciśnięte pięści. Schudłaś prawda? Masz stany depresyjne? Och, jakże mi przykro. Marzy mi się widzieć ciebie, brudna suko, wiszącą na gałęzi drzewa w parku. To takie spokojne miejsce. Babcia przed śmiercią mówiła mi, że dobrze jest odejść w spokoju. Nie chcesz spróbować? Jaka szkoda. A złapiesz mnie za rękę? Pójdziemy w takie jedno miejsce.. Chcę ci pokazać coś. Pytasz co? Ach tak, zapomniałem przecież powiedzieć jaki jest ostateczny cel naszej podróży.. Wiesz.. Cmentarz. Tam jest taki jeden, malutki grób. Leży w nim 14. letnia dziewczynka. Wiesz kim była dopóki jej nie skrzywdziłaś? Moją siostrą..

piątek, 29 kwietnia 2011

Kołysanka uciekającego

Zabrałem swe ciało biegnąc w stronę horyzontu
Uciekam daleko od miejskiego motłochu
Mówili mi walcz, bałem się jak nigdy
Że zatracę znów siebie, że stanę się nikim
Widziałem niebo, piekła także doświadczałem
Lecz żyć własnym życiem, oto czego chciałem

Drgaj struno jak głos biegnącego
Zabierz mnie stąd i powiedz, że nastąpi
lepsze jutro
Powiedz jak uciekać, gdy braknie tchu
Piosenko moja utul mnie do snu

Stałem się więźniem własnego umysłu
Ciągle w drodze nie znając własnego domu
Uciekam przed tobą i sobą samym też
Widzę jak faluje w biegu moja pierś
Zdarłem podeszwy, krwawią me nogi
Nie mogę odnaleźć swojej własnej drogi

Drgaj struno jak głos biegnącego
Zabierz mnie stąd i powiedz, że nastąpi
lepsze jutro
Powiedz jak uciekać, gdy braknie tchu
Piosenko moja utul mnie do snu

Niech ciepłe powietrze
Zabierze mnie gdzie horyzontu kres

środa, 13 kwietnia 2011

Wędrówka

Na wstępie pragnę przeprosić za to, że piszę nieregularnie i zarazem podziękować za odwiedziny stałym bywalcom. Tekst.. Dawno nie pisałem takich rzeczy więc proszę o zrozumienie


1. Ślady twoje śnieg zasypał
Próżno szukać we łbie moim pustka
Spójrz za siebie tam mnie odnajdziesz.
O nic nie pytaj chodź zabłądzimy razem.
Złap mnie za rękę, wędrujmy przez pola
Bóg zapowiedział, że taka Jego wola.
Spójrz raz jeszcze, wędrówką jest słońce
Nie możemy się zatrzymać, wtedy przyjdą noce

ref. Uschniemy bez tego, jak samotne rośliny
Co nie mają dostępu do wody
A gdy razem powędrujmy spójrz,
Już nie dławimy się tym zatrutym powietrzem x2

2. Gram to zimą, ty usłyszysz to latem
Nie zawędrowałeś daleko tak, jak ja ze swym bratem
Nazwałem go echem, bo każdy dźwięk w nim tonie,
Rozbrzmiewa na nowo i jest nas już dwoje
Nauczył mnie jak grać, sam zechciał śpiewać
Ujrzysz nas obu w kawałku nieba,
Gdzie gramy za dnia a przestajemy nocą
Tylko po to, aby gwiazdy mogły zaświecić.

ref. Uschniemy bez tego... x3

środa, 6 kwietnia 2011

Węże

 Za zaułkiem ukazało się 4 mężczyzn odzianych w policyjne mundury, a między nimi szła jedna, spętana powrozami dziewczyna. Jej bluzka była porozdzierana w kilku miejscach. Spodnie miała zapaskudzone przez błoto, w którym zapewne leżała jak ją znaleźli. Najbardziej przeraził mnie widok jej bosych stóp. Nie wiedziałem, o co chodzi, ale miałem zamiar się dowiedzieć. Obserwowałem ich dalej z okna położonego na 3 piętrze kamienicy przy ulicy Dalekiej 23. Odszedłem tylko na moment od okna, aby zgasić światło, co by mnie nie dostrzegli. Wróciłem i już ich nie było. Ubrałem się więc w najzwyklejsze łachmany, aby pomyśleli w razie złapania mnie, że jestem zwykłym szwendającym się bezdomnym.
Doszedłem do Wichrowych Wzgórz, dzielnicy położonej na obrzeżach miasta. Dostrzegłem, że owa dziewczyna ma coraz bardziej pozdzierane ubrania. Domyśliłem się, że jest Żydówką, a niemiecka policja ma zamiar ją zgwałcić, a następnie zabić. Niemcy rzekomo brzydzili się Żydów, ale każdą ładniejszą kobietę wierzącą w Jahwe gwałcili ile wlezie.
Patrząc na to, jak wprowadzali ją do rowu robiło mi się niedobrze, ale wiedziałem, że nie mogę jej pomóc. W momencie bym zginął. Chcąc nie chcąc mogłem się tylko przyglądać jak powoli zdzierają z niej ostatki ubrań, rżąc przy tym jak opętali gwałciciele. Robiło mi się niedobrze od tego wszystkiego. Mimo przeświadczenia o mojej śmierci w wypadku pomocy Żydówce, wiedziałem że muszę coś zrobić. Tak więc wziąłem do ręki kamień i rzuciłem jednemu w hełm chowając się dobrze za drzewami. W moją stronę ruszyło dwóch pracowników służb państwowych, więc nie wychodząc z cienia ruszyłem w drugą stronę, aby kolejnym kamieniem trafić w innego policjanta. Zostawili dziewczynę, a ruszyli w moją stronę. Zacząłem uciekać, jednak nie szło mi zbyt dobrze.
Po około 20 minutach pościgu siedziałem już w suce, dość mocno spałowany i czułem jak strużki krwi ściekają z mojego łuku brwiowego. Wieźli mnie niewątpliwie na komisariat. Na szczęście miałem plan. W domu zostawiłem wiadomość starszemu bratu działającemu w ruchu oporu, w której umieściłem wszystkie informacje na temat mojej eskapady oraz miejsca, w którym na pewno może mnie znaleźć. Sam nie wierzyłem w jego powodzenie, ale nadzieję zawsze jest dobrze posiadać.
Samochód raptownie się zatrzymał. Usłyszałem trzask drzwi, szczeknięcie klamki od tylnych drzwi wozu i moim oczom ukazały się parszywe mordy dwóch funkcjonariuszy. Wyciągnęli mnie za szmaty z suki i zatargali na posterunek. Tam zostałem wtrącony do celi i raz jeszcze przetrącono mi wszystkie kości. Bałem się, jak jeszcze nigdy w życiu.
Zasnąłem po niezłej dawce ciosów na plecy i głowę. Gdy się obudziłem był ranek, a w swej celi dostrzegłem kilku zbiegów i parszywych mord. Myślałem, że nie dożyję kolejnego dnia. Ku memu zdziwieniu w pace zobaczyłem także gębę kumpli mojego brata. Ledwo co się do nich doczłapałem i dowiedziałem się, że byli wczoraj na akcji. Ha! Pomyślałem sobie, że teraz nie jestem już małym dzieciakiem, który nic nie robi w sprawie polskiej. Docenili mój czyn, aczkolwiek nazwali mnie też głupcem za to, że sam porwałem się na 4 policjantów.
Wyszedłem po 2 dniach. Nie mieli nic na mnie oprócz tego, że im uciekałem. Nie przyznałem się do winy. Chłopacy z bandy siedzieli jeszcze w kiciu przez dwa tygodnie. Wiem, że nie raz dostali po gnatach, ale jakimś cudem udało im się przeżyć te katusze.
Wracając do domu spotkałem tę Żydówkę, którą uratowałem. Podszedłem do niej i powiedziałem jej o całym zdarzeniu. Uściskała mnie, dała buziaka w policzek i gorąco podziękowała. Niestety więcej miłych wiadomości nie usłyszałem. Kiedy dotarłem do mojego mieszkania na 3 piętrze przy ulicy Dalekiej 23, dowiedziałem się od sąsiadów, że moją rodzinę przesiedlono do getta, a sam jestem poszukiwany jako groźny zbieg z aresztu. Mendy dopięły swego. Teraz nie miałem po co wracać ani do getta, ani nie było mi danym włóczyć się po ulicach Darktengu. Zostałem więc szczurem. Zaciągnąłem się do powstańczych band Wężów. Kąsaliśmy niemieckie mendy jak żmije, nie dawaliśmy im spokoju.
Teraz mieszkam w kanałach. Piszę ten tekst przy świetle świecy i mam nadzieję, że ktoś kiedyś go odnajdzie.  

poniedziałek, 28 marca 2011

Skarga muzyka

 Zaległaś w mym sercu. Czemu? Tego ci nie powiem, to zbyt ciężkie. Choć ubrana byłaś w płaszcz czarny, potrafiłem przejrzeć go na wylot i dojrzeć twe blade ciało, skrzące się pod nim niczym gwiazdy odbite na tafli jeziora nocną porą. Przez całą wieczność spędzoną u Twego boku myślałem, a wręcz pewnym byłem, że pod twym płaszczem nie ma nic. Przecież widziałem zarys sutków przesuniętych od środka delikatnie w bok. Widziałem, jak za każdy razem gdy siadasz, zasłaniasz szczelnie okolice intymne, zapewne po to, aby zimny wiatr nie skalał twego łona. Zrobiłaś mi bagno z głowy.
Teraz patrzę jak umierasz. Toniesz w swojej melodii. Nuty zapisujesz na pięciolinii swoją krwią, zaś instrumentem są usta twoje. Poruszasz się niczym dyrygent orkiestry. Zmuszasz każdy organ wewnątrz swego ciała do nadnaturalnego wysiłku tylko po to, aby powstała melodia. „Ależ gracja”! - pomyśleliby zapewne tak ludzie, którzy ukończyli akademię muzyczną. „Poświęcić siebie dla muzyki to najwyższa forma sztuki!”. Cóż za brednie! Głowa mi pęka od sygnałów, które niby subtelnie a jednak tak dotkliwie ranią mój umysł. Cicha melodyjka przeradza się w coraz to głośniejszą galę instrumentów. Z twych ust wypływają już potoki krwi. Bryzgasz życiodajnym płynem na prawo i lewo tworząc tym samym obrazy. Okrutnie jest tak siedzieć i przyglądać się temu. Przykułaś mnie jednak strachem do tego fotela obitego starą już tkaniną.
Dostajesz konwulsji wiesz? To nie wróży niczemu dobremu. Popatrz choć chwilę wstecz i ujrzyj jak bliski ci byłem przez te kilkadziesiąt lat. Zostań jeszcze trochę, choć przez chwilę. Jak najmniejszą. Wyginasz usta w złośliwym grymasie szyderczego uśmiechu. Rozumiem przesłanie. Tracę ciebie już na zawsze. Szkoda wiesz? Tak przecież dobrze nam było. Zwolniło ci tętno. Nie, teraz już za późno na to, aby cokolwiek zrobić w celu uratowania twojej persony. Sądzisz, że dasz sobie z tym radę? Nie będzie to takie proste.
Stworzyłaś „Krwistą sonatę”, sonatę niszczącą nie tylko ciebie, ale cały świat dźwięków obok ciebie. Dlaczego zabierasz muzykę z tego świata? Za mało ci wyznawców? Przecież cały świat cię wielbi na swój sposób. Jedni tańczą, inni jeszcze grają, a ci ostatni śpiewać potrafią. Każdy jest do czegoś stworzony. Sama tego chciałaś. Pomagałem ci lepić zwierzątka z materii, ludzi z gliny i rośliny z pyłu. Na co nam to było? Znudził ci się materialny świat i masz zamiar odejść? Ciekawi mnie dokąd pójdziesz. Zajmiesz sobą kolejnego człowieczka? Zaoferujesz mu, podobnie jak i mi, życie wieczne? Na nic się to zda. Oni tego pożądają. Zabiją cię przy najbliższej sposobności i będą śmiać ci się w twarz.
Melodio krwi – grać nie umiałaś. Zabrałaś jedynie ze sobą jedyne co miałem. Pogrążyłaś mnie w dolinie rozległej i cichej. Zadowolona jesteś ze swych poczynań? Przychodzą takie dni, kiedy marzę, kiedy marzę aby urodzić się raz jeszcze, ale nigdy ciebie nie poznać. Bolisz mnie w każdym calu mego ciała. Zabrałaś mi słuch, tak więc zabrałaś mi życie. To jest moja skarga, skarga niedoszłego muzyka!

wtorek, 22 marca 2011

Lewa noga

   Wstałaś lewą nogą, nieprawdaż? Nie, nie wymiguj się. Widzę przecież ten grymas goryczy i braku czegoś w twoim życiu. Zazwyczaj twoja twarz nie wyraża emocji, jesteś taka obojętna. Dobrze pamiętam, że nie ruszyła cię śmierć babci i wujka w wypadku samochodowym. Żyjesz przecież w tym swoim małym, zamkniętym pokoju, który nazywasz przekornie najpiękniejszym miejscem na ziemi. Posiadasz nawet przyjaciela. Czy kogokolwiek może to obchodzić, że stronisz od ludzi a najbardziej ufasz jednemu zwierzęciu jakim jest rudy, dwunastoletni kot? Wątpię w to. Lubię, gdy odwracasz głowę, tak jak w tym momencie i szukasz za oknem lepszego jutra.
   Może wyjdziesz w końcu ze swojej celi i zanurzysz się bez końca w świeżym powietrzu? Okno twego pokoju nie było już tak długo otwierane. Dusisz się nagromadzonymi tu emocjami niczym ludzie smogiem w zatłoczonym mieście. Trafiam w sedno? Boję się, że tak, ale czekam zarazem na pewną reakcję, wybuch emocji. Jesteś w stanie zafundować mi trochę adrenaliny.
  Ubierz się proszę. Lubię spoglądać na twe nagie ciało, ale z dnia na dzień jesteś chudsza i coraz to bardziej wystające kości biodrowe zaczynają mnie obrzydzać. Chyba nie chcesz, aby ta piękna, sosnowa podłoga została ubrudzona resztkami śniadania, których zapewne nie strawił jeszcze mój żołądek. Widzę jak dygoczesz. Czyżby robiło ci się zimno? Niewiarygodne! Mamy przecież środek lata.
   Odpalasz papierosa, hmm to niezbyt dobry znak. Mówiłaś, że jesteś czysta od dwóch lat. Nie potrafisz poradzić sobie z problemami, przerastają cię. Wyjdziesz ze mną w końcu? Pokażę ci, jak zmieniło się nasze miasteczko. Pamiętasz w ogóle, że to jest NASZE MIASTECZKO? Panie Melanie otworzyła nowy sklep. Tym razem są to artykuły papiernicze. Dwa poprzednie pomysły okazały się totalną klapą. Biedaczka przechodziła już stany załamania, ale jakoś się podniosła i znów chce w jakiś sposób zarabiać. Unia Europejska dała jej nawet dofinansowanie. Cieszyła się tak bardzo, że oprócz zwykłych towarów posiada także rzeczy niezbędne do scrappingu.
   Ostatnio był festyn. Jakieś dwa tygodnie temu. Plakaty głosiły: NIEZIEMSKA ZABAWA PRZY DOBREJ MUZYCE, a mi tam waliło od nich grillowaną kiełbasą, duża ilością zapijaczonych gości, w tym mojego ojca tak nawiasem mówiąc. Dużo zresztą się nie pomyliłem. Niezbędnym do przetrwania tej nocy był papieros, w sumie to nie jeden i kilka kubków kawy. Doskonale wiesz jak to jest zapewne.
   Lubisz zapach jaśminu? Nie daj się namawiać i chodź ze mną do ogrodu babci, jest go tam pełno. Może wrócą do ciebie wspomnienia tych pierwszych dni, kiedy byłaś taka szczęśliwa. Nie ma potrzeby stronienia od świata, naprawdę. Albo wyjdę na dwór i poczekam na ciebie. Weźmiesz ciepłą kąpiel i kiedy twe nozdrza wchłoną potężny haust powietrza, poczujesz się lepiej.
   Albo, albo... wyjrzyj przez okno. No spójrz przez nie ostatni raz. Potem je otwórz, poczuj zapach zieleni. Wtedy na pewno ci się zechce wyjść. Nadal masz ten dziwny grymas na twarzy. Nie wiem nawet do końca jak ci pomóc. Wsiadłabyś ze mną znów do tego brudnego autobusu numer 28 i pojechała na obrzeża. Potrafię zrozumieć, że nie chcesz mieć do czynienia z ludźmi, ale czemu unikasz mnie?
   Potrafię dostrzec to, że odsunął się od ciebie zarówno ojciec jak i matka, ale ja? Poświęciłem ci całe swoje dotychczasowe życie. Dawałem ci:
S) schornienie, kiedy błąkałaś się bez celu
C) czułość przytulając jak płakałaś,
H) hałas, gdy go potrzebowałaś,
I) interwencje w momentach, kiedy sądziłaś, że ktoś chce Cię zabrać,
Z) zdrowie w momentach, gdy leżałaś chora w łóżku,
O) obłęd na twoim punkcie,
F) fizyczność, kiedy pragnęłaś seksu,
R) radość zabierając cię w miejsca nasze ukochane,
E) emocje, dzieląc z tobą radość i smutki,
N) nienawiść do ludzi, którzy zawinili tobie,
I) igraszki, kiedy żądałaś abym na twoich oczach zabawiał się sam z sobą,
O) opiekę, gdy bałaś się samotnie spędzać noce
moja jedyna. 
   Zabrałaś mi wszystko, dałaś jeszcze więcej. Razem przecież odkryliśmy wszechświat emocji i oceany uczuć. Dziękuję ci za to.

piątek, 11 lutego 2011

Czas.

Nie było dla mnie w tej pace nic dziwnego. Po kilku miesiącach pojąłem, jak wygląda hierarchia więźniów. Poznałem Tomka. Nie był to zwykły więzień. Miał w oczach jakiś dziwny promień, a sama barwa jego tęczówki była złota. Zastanawiałem się czemu tak jest, aż nie spostrzegłem kilku dziwnych tatuaży na jego ciele. Nie szło nic po mojej myśli, gdyż bałem się takich ludzi. W dzieciństwie babcia opowiadała mi o osobach obdarzonych wiedzą magiczną. Może należał do takich? Spędzałem całe dnie na rozszyfrowywaniu tych dziwnych okręgów, które iskrzyły się różnymi kolorami tuszów na jego ciele. Zabrakło mi tchu, gdy odkryłem, że jeden broni przed złymi urokami, zaś kolejny zabezpiecza jego ciało przed opętaniem. Nie dowierzałem temu, co zostało mi wykreślone przed oczyma. Przecież nie ma demonów ani duchów!
- Chuja prawda.. - odezwał się nagle Tomek.
Czytał mi w myślach, czy może mówiłem na głos?
- Tak, potrafię to zrobić. Art, nie martw się. Nic Ci nie będzie. Jeśli chcesz pozwolę Ci dołączyć do mnie, ale najpierw musimy jakoś wyjść. Wiem, że nie zrobiłeś nic tej dziewczynie.
- Mam pewien pomysł.. Wiesz, to dość proste aby stąd wyjść. Masz paranormalne zdolności?
- Niestety, ale tak.
- To przecież możesz wyperswadować sędziemu aby Ciebie wypuścił. Mam sprawę 2 dni po Tobie. Możesz zrobić to samo z moim.
Taaak, to jest pomysł. - przesłał mi myśl.
Przez kilka dni ćwiczyliśmy nasze rozmowy mentalne. Dowiedziałem się od Tomka, że każdy posiada w sobie część magii, musi tylko to odnaleźć. Tak się zaczęła moja przygoda. Do zobaczenia w trasie.


Nie wiem kiedy następne się pojawi. A to tylko dlatego, że mam trochę roboty ze studiami jeszcze. Do najbliższego.